By dowiedzieć się co u mnie słychać obecnie zajrzyj na Facebook i Instagram
Poniżej trochę starych zapisków i zdjęć sprzed kilku lat:
Poniżej trochę starych zapisków i zdjęć sprzed kilku lat:
Tropikalne wyspy
październik 2014
Któż z nas nie marzył by choć na chwilę postawić stopę na porośniętej palmami i omywanej ciepłym turkusowym morzem tropikalnej wyspie? W dzieciństwie namiętnie chłonąłem książki podróżnicze i przygodowe, od "Robinsona Crusoe", przez "Tomka w Krainie Kangurów", po powieści o wyczynach Dzikiej Mrówki, oraz wiele wiele innych... Zawsze gdzieś tam przewijała się tęsknota za ciepłymi krajami, egzotycznymi zwierzętami i bujną, wiecznie zieloną roślinnością. Z pewnością miało to wpływ na to gdzie teraz mieszkam i czym się zajmuję :)
Na szczęście Australię otacza wiele wysp i wysepek, a te wyrastające wokół Wielkiej Rafy Koralowej z pewnością zasługują na miano "wysp tropikalnych". Tym razem odwiedzamy dwie z nich: Fitzroy Island oraz Green Island. Obie leżą o niecałą godzinę rejsu promem z Cairns.
Fitzroy to niewielka wyspa kontynentalna, powstała zaledwie ok. 8 tys. lat temu, gdy podnoszący się po ostatnim zlodowaceniu poziom morza spowodował zalanie trawiastego obniżenia łączącego ten obszar niewielkich wzgórz z resztą lądu. Z biegiem czasu wokół wyspy utworzyły się przybrzeżne rafy koralowe. Stąd też tutejsze plaże oprócz białego piasku pokrywają także miliony drobnych szkieletów koralowców wyrzucone przez fale na brzeg. Przez środek wyspy przebiega kilka krótkich szlaków pieszych - do latarni morskiej, do Tajemniczego Ogrodu (fragment lasu deszczowego), czy na 269 metrowej wysokości szczyt wyspy, skąd roztaczają się wspaniałe widoki na Morze Koralowe oraz pobliskie pasma Wielkich Gór Wododziałowych, z dobrze widoczną najwyższą górą stanu Queensland - Mount Bartle Frere o wysokości 1622 m n.p.m.
Green Island, to typowy atol utworzony z piasku i resztek koralowców naniesionych na koralowy fundament przez prądy morskie i fale. Wiek tej wysepki szacuje się na zaledwie 6 tys. lat. W odróżnieniu od Fitzroy, jej powierzchnia jest płaska. Obie wyspy oferują różnorakie atrakcje: można tu spędzić kilka godzin lub kilka dni pływając wśród korali, oglądając wielkie żółwie morskie, można wybrać się na ryby, czy też po prostu plażować na białym piasku omywanym spokojnymi wodami Morza Koralowego. Oba miejsca oferują wygodne zakwaterowanie w luksusowych hotelach skrytych wśród tropikalnej roślinności. Na Fitzroy Island można odwiedzić schronisko dla żółwi morskich i przyjrzeć się tym wspaniałym gadom z bliska. Z kolei na Green Island staniemy oko w oko z wielkim 5,5 metrowym Cassiusem, największym żywym krokodylem schwytanym kiedykolwiek w Australii. Jego wiek szacuje się na co najmniej 110 lat!
A to tylko niewielka część atrakcji, które oferują te tropikalne wyspy.
Na szczęście Australię otacza wiele wysp i wysepek, a te wyrastające wokół Wielkiej Rafy Koralowej z pewnością zasługują na miano "wysp tropikalnych". Tym razem odwiedzamy dwie z nich: Fitzroy Island oraz Green Island. Obie leżą o niecałą godzinę rejsu promem z Cairns.
Fitzroy to niewielka wyspa kontynentalna, powstała zaledwie ok. 8 tys. lat temu, gdy podnoszący się po ostatnim zlodowaceniu poziom morza spowodował zalanie trawiastego obniżenia łączącego ten obszar niewielkich wzgórz z resztą lądu. Z biegiem czasu wokół wyspy utworzyły się przybrzeżne rafy koralowe. Stąd też tutejsze plaże oprócz białego piasku pokrywają także miliony drobnych szkieletów koralowców wyrzucone przez fale na brzeg. Przez środek wyspy przebiega kilka krótkich szlaków pieszych - do latarni morskiej, do Tajemniczego Ogrodu (fragment lasu deszczowego), czy na 269 metrowej wysokości szczyt wyspy, skąd roztaczają się wspaniałe widoki na Morze Koralowe oraz pobliskie pasma Wielkich Gór Wododziałowych, z dobrze widoczną najwyższą górą stanu Queensland - Mount Bartle Frere o wysokości 1622 m n.p.m.
Green Island, to typowy atol utworzony z piasku i resztek koralowców naniesionych na koralowy fundament przez prądy morskie i fale. Wiek tej wysepki szacuje się na zaledwie 6 tys. lat. W odróżnieniu od Fitzroy, jej powierzchnia jest płaska. Obie wyspy oferują różnorakie atrakcje: można tu spędzić kilka godzin lub kilka dni pływając wśród korali, oglądając wielkie żółwie morskie, można wybrać się na ryby, czy też po prostu plażować na białym piasku omywanym spokojnymi wodami Morza Koralowego. Oba miejsca oferują wygodne zakwaterowanie w luksusowych hotelach skrytych wśród tropikalnej roślinności. Na Fitzroy Island można odwiedzić schronisko dla żółwi morskich i przyjrzeć się tym wspaniałym gadom z bliska. Z kolei na Green Island staniemy oko w oko z wielkim 5,5 metrowym Cassiusem, największym żywym krokodylem schwytanym kiedykolwiek w Australii. Jego wiek szacuje się na co najmniej 110 lat!
A to tylko niewielka część atrakcji, które oferują te tropikalne wyspy.
Śniegi południa
lipiec - sierpień 2014
Po raz pierwszy od jakiegoś czasu mam okazję powrócić na południe kontynentu w środku zimy. I to od razu prosto w wielką nawałnicę, po której robi się bardzo zimno! Wichura dopada nas podczas podróży po Great Ocean Road. Przy Dwunastu Apostołach wieje już z prędkością ponad 100 km/h. Następnego dnia docieramy do gór Grampians, gdzie w wyższych partiach prószy śnieg! Widzę go tak rzadko, że za każdym razem cieszę się jak dziecko, choć zimy nie cierpię :)
Reszta naszej wyprawy upływa pod znakiem słońca i temperatur przekraczających 20 stopni. Zwiedzanie samego Sydney oraz pięknych okolic tego miasta odbywa się zatem w komfortowych warunkach. Zima w Australii, to pora bardzo dużych kontrastów - od 30-stopniowych upałów na północy, do przymrozków i opadów śniegu w górach południa. Na pewno jest to dobry czas na odwiedzenie tego pięknego kontynentu.
Reszta naszej wyprawy upływa pod znakiem słońca i temperatur przekraczających 20 stopni. Zwiedzanie samego Sydney oraz pięknych okolic tego miasta odbywa się zatem w komfortowych warunkach. Zima w Australii, to pora bardzo dużych kontrastów - od 30-stopniowych upałów na północy, do przymrozków i opadów śniegu w górach południa. Na pewno jest to dobry czas na odwiedzenie tego pięknego kontynentu.
3 dni w piekarniku i na "starych śmieciach"
styczeń - luty 2014
Przez całą drugą połowę stycznia opiekuję się sporą grupką turystów z Polski. Na początek tydzień na Dalekiej Północy Queensland, gdzie zwiedzamy Cairns, Port Douglas, oglądamy miejscowe zwierzęta oraz m.in. uczymy się rzucać bumerangiem z Aborygenami. Potem lot balonem o wschodzie słońca i kilka dni nurkowania na rafie.
Kolejne kilka dni spędzamy w Czerwonym Środku Australii - kto był tam w styczniu, ten wie o czym piszę. Udaje mi się namówić grupę na spacer dookoła Kings Canyon. Na szczęście wyruszamy przed wschodem słońca, więc temperatura jest dość znośna. Widoki wynagradzają nam trudy wędrówki. Cały kolejny dzień spędzamy wokół Uluru i przy Kata Tjuta. Niesamowite miejsca, do których zawsze chętnie wracam.
Kolejne kilka dni spędzamy w Czerwonym Środku Australii - kto był tam w styczniu, ten wie o czym piszę. Udaje mi się namówić grupę na spacer dookoła Kings Canyon. Na szczęście wyruszamy przed wschodem słońca, więc temperatura jest dość znośna. Widoki wynagradzają nam trudy wędrówki. Cały kolejny dzień spędzamy wokół Uluru i przy Kata Tjuta. Niesamowite miejsca, do których zawsze chętnie wracam.
Grupa leci na kilka dni sama do Sydney, natomiast ja przemieszczam się z Alice Springs do Melbourne przygotować wszystko na naszą dalszą podróż. Po 2 dniach odbieram ich busem z lotniska i jedziemy na Great Ocean Road. Dalej zwiedzamy wspaniałe góry Grampians, po drodze, ku uciesze turystów, spotykamy mnóstwo kangurów. Kolejne dni, to m.in. Ballarat z Sovereign Hill - świetnie urządzonym miasteczkiem poszukiwaczy złota, oraz winnice Doliny Yarry, gdzie mamy okazję do degustacji wybornych lokalnych win. Na koniec robimy jeszcze tour po Melbourne, które jest mi przecież bardzo dobrze znane.
Kilka dni po powrocie do Cairns, znowu lecę do Wiktorii! Tym razem to prywatny tour dla pary turystów z Polski. Wybieramy się na dłuższą wędrówkę po górach, tym razem po alpejskich szlakach wschodniej części stanu. Potem zabieram ich na Wilsons Prom, a wracając oddajemy się relaksowi wśród pingwinów na Phillip Island. Kolejny etap to Sydney i Góry Błękitne wraz z Jaskiniami Jenolan. Niestety braknie im czasu na północ i zachód kontynentu, ale umawiamy się na następny raz.
Kilka dni po powrocie do Cairns, znowu lecę do Wiktorii! Tym razem to prywatny tour dla pary turystów z Polski. Wybieramy się na dłuższą wędrówkę po górach, tym razem po alpejskich szlakach wschodniej części stanu. Potem zabieram ich na Wilsons Prom, a wracając oddajemy się relaksowi wśród pingwinów na Phillip Island. Kolejny etap to Sydney i Góry Błękitne wraz z Jaskiniami Jenolan. Niestety braknie im czasu na północ i zachód kontynentu, ale umawiamy się na następny raz.
Busem Przez Świat
grudzień 2013
Wpadli do nas w odwiedziny niezwykli goście - ekipa Busem Przez Świat. Trzech chłopaków i jedna dziewczyna, studenci z Polski, którzy zamierzają w 4 miesiące objechać starym Volkswagenem Busem całą Australię i kawał Nowej Zelandii! Bus oczywiście jest zawsze jeden i ten sam - zjeździli nim już prawie całą Europę, Amerykę Północną, a teraz niezmordowany wehikuł przemierza australijskie pustkowia. Niesamowici, pozytywnie zakręceni ludzie! Spędzamy z "busikowcami" cały tydzień - akurat wypada Boże Narodzenie, więc świętujemy razem, a potem przez kilka dni jeździmy po bliższej i dalszej okolicy zwiedzając lokalne atrakcje, zaprzyjaźniając się ze z tutejszymi zwierzętami, a przede wszystkim świetnie się bawiąc :)
Płaskowyż Atherton
listopad 2013
Przez ostatnie kilka tygodni jeżdżę z turystami m.in. po Płaskowyżu Atherton. Jest to położona kilkaset metrów nad poziomem morza wyżyna, kraina wzgórz, zielonych pastwisk, plantacji kawy, mango, bananów... Rosną tu też wielkie figowce "dusiciele", tworzące niesamowite "kurtyny" z własnych napowietrznych korzeni i stopniowo "duszące" drzewo-gospodarza, na którym kiełkują. Można również popływać w kilku jeziorkach, powstałych w kraterach wygasłych wulkanów, a także podziwiać przepiękne wodospady, albo poszukać dziobaka w okolicznych potokach.
Kuranda
październik 2013
Do Kurandy zaglądam dość często, jako przewodnik lub prywatnie. W pobliżu znajdują się widowiskowe wodospady Barron, które najlepiej podziwiać w porze deszczowej, po obfitych opadach, gdy rzeka Barron niesie duże ilości wody. Są to dawne tereny upraw kawy, obecnie zamieszkane w części przez hipisów, co nadaje temu miejscu specyficzny koloryt. Możemy dostać się tu na kilka sposobów: samochodem, wjeżdżając serpentynami z widokami na leżące w dole Cairns i Morze Koralowe, kolejką linową Skyrail, gdzie w małych wagonikach suniemy kilkanaście metrów ponad dżunglą, lub zabytkowym pociągiem, wyruszającym co rano z Cairns i pnącym się powoli poprzez niezliczone mosty i tunele, by dotrzeć w końcu do małej stacyjki w Kurandzie, z tonącymi w tropikalnej zieleni peronami i klimatem rodem z XIX wiecznej powieści podróżniczej.
W miasteczku i jego okolicach znajdują się parki, gdzie można podziwiać m.in. wspaniałe wielkie tropikalne motyle oraz miejscowe zwierzęta takie jak kangury, koale, kazuary, kolorowe papugi, psy dingo, jadowite węże i oczywiście krokodyle. Zobaczymy tam też tańce Aborygenów, którzy zademonstrują nam jak grać na didgeridoo, a także poznamy sposoby rzucania włócznią i bumerangiem. Chętni wybiorą się na przejażdżkę amfibią przez podmokły las deszczowy, słuchając opowieści o mijanych roślinach i ukrywających się w koronach drzew zwierzętach. W Kurandzie można też odwiedzić stoiska i sklepy z pamiątkami, a także przespacerować się do mini „wioski” hipisów, gdzie wąski labirynt uliczek poprowadzi nas wśród najróżniejszych kramików z miejscowymi wyrobami oraz gdzie można przysiąść na kawę z miejscowych plantacji.
W miasteczku i jego okolicach znajdują się parki, gdzie można podziwiać m.in. wspaniałe wielkie tropikalne motyle oraz miejscowe zwierzęta takie jak kangury, koale, kazuary, kolorowe papugi, psy dingo, jadowite węże i oczywiście krokodyle. Zobaczymy tam też tańce Aborygenów, którzy zademonstrują nam jak grać na didgeridoo, a także poznamy sposoby rzucania włócznią i bumerangiem. Chętni wybiorą się na przejażdżkę amfibią przez podmokły las deszczowy, słuchając opowieści o mijanych roślinach i ukrywających się w koronach drzew zwierzętach. W Kurandzie można też odwiedzić stoiska i sklepy z pamiątkami, a także przespacerować się do mini „wioski” hipisów, gdzie wąski labirynt uliczek poprowadzi nas wśród najróżniejszych kramików z miejscowymi wyrobami oraz gdzie można przysiąść na kawę z miejscowych plantacji.
Sawanna i jaskinie
wrzesień 2013
Cairns od zachodu otoczone jest górami porośniętymi bujną tropikalną roślinnością. Jednak już kilkadziesiąt kilometrów dalej, w kierunku wnętrza kontynentu, wiecznie zielone lasy deszczowe rzedną i powoli przechodzą w sawannę. Jest tu o wiele bardziej sucho, a powietrza nie chłodzi oceaniczna bryza. Zaczyna się prawdziwy Outback. W okolicach miejscowości Chillagoe znajdują się ciekawe jaskinie, w których można znaleźć naskalne rysunki Aborygenów.
Zima
lipiec - sierpień 2013
Do Cairns przyszła zima! Temperatury nie przekraczają już 30 stopni za dnia, a w nocy to czasem i do poniżej 15 stopni spadają :) Najważniejsze jednak, że skończyły się ulewne deszcze, niebo jest praktycznie cały czas błękitne, a wilgotność powietrza jest zdecydowanie o wiele bardziej komfortowa niż jeszcze kilka miesięcy temu. Przypomina mi to takie ciepłe lato w Polsce ;) Woda w Morzu Koralowym ma ok. 25 stopni, jest zatem idealna do kąpieli. Jest bajecznie! Nigdy nie myślałem, że to powiem - zima jest moją ulubioną porą roku! Wspaniały okres na odwiedzenie Północnego Queensland.
Port Douglas i Wąwóz Mossman
maj 2013
Pora deszczowa dobiegła końca! Powoli zmierzamy ku tutejszej "zimie", czyli porze suchej - szczycie sezonu turystycznego na Dalekiej Północy. Mam okazję kilka razy wybrać się do Port Douglas i dalej do Mossman. Droga to Port Douglas, Captain Cook Hwy (jakże by inaczej), to taka mała Great Ocean Road - wspaniałe widoki na ocean i góry. Szosa schodzi miejscami do samiutkiej plaży, by potem piąć się serpentynami na zielone, porośnięte lasem deszczowym wzgórza, a następnie zejść znowu w dół, ku bezkresnym polom trzciny cukrowej.
Port Douglas, to jedno z moich ulubionych miejsc - małe turystyczne miasteczko, ładnie położone na końcu półwyspu, u ujścia Packers Creek. Mimo dużej ilości hoteli, nadal panuje tu sielankowa atmosfera tropików. Gdy kiedyś tu zajrzycie, zapraszam na prawdziwe australijskie BBQ z zimnym piwkiem lub lampką Shiraza, w Anzac Park. Razem pomachamy wracającym z morza :)
Stąd już niedaleko do kolejnej atrakcji tych okolic - Wąwozu Mossman. Jest to królestwo najstarszych na Ziemi lasów deszczowych Daintree. Porastają one ten obszar nieprzerwanie od ponad 100 mln lat, od czasów, gdy wędrowały tędy dinozaury. Za każdym razem gdy zanurzam się w gęstą zieleń palm, figowców, dziwnie poskręcanych lian i korzeni nie mogę wyjść z podziwu jak bujna jest tutejsza przyroda. Co za formy, kształty, kolory, jakie ciekawe przystosowania najprzeróżniejszych roślin i zwierząt do życia w tym środowisku. Czasem jakieś wielkie drzewo wygląda dziwnie znajomo... ależ oczywiście, przecież moja mama hodowała to kiedyś w Polsce w doniczce na parapecie! No i te dźwięki! Przeciągłe nawoływania najróżniejszych ptaków, skrzek papug, szalony „śmiech” kookaburry, cykanie świerszczy, szum tropikalnej ulewy na liściach – tutejszy las deszczowy to cała gotowa ścieżka dźwiękowa.
Port Douglas, to jedno z moich ulubionych miejsc - małe turystyczne miasteczko, ładnie położone na końcu półwyspu, u ujścia Packers Creek. Mimo dużej ilości hoteli, nadal panuje tu sielankowa atmosfera tropików. Gdy kiedyś tu zajrzycie, zapraszam na prawdziwe australijskie BBQ z zimnym piwkiem lub lampką Shiraza, w Anzac Park. Razem pomachamy wracającym z morza :)
Stąd już niedaleko do kolejnej atrakcji tych okolic - Wąwozu Mossman. Jest to królestwo najstarszych na Ziemi lasów deszczowych Daintree. Porastają one ten obszar nieprzerwanie od ponad 100 mln lat, od czasów, gdy wędrowały tędy dinozaury. Za każdym razem gdy zanurzam się w gęstą zieleń palm, figowców, dziwnie poskręcanych lian i korzeni nie mogę wyjść z podziwu jak bujna jest tutejsza przyroda. Co za formy, kształty, kolory, jakie ciekawe przystosowania najprzeróżniejszych roślin i zwierząt do życia w tym środowisku. Czasem jakieś wielkie drzewo wygląda dziwnie znajomo... ależ oczywiście, przecież moja mama hodowała to kiedyś w Polsce w doniczce na parapecie! No i te dźwięki! Przeciągłe nawoływania najróżniejszych ptaków, skrzek papug, szalony „śmiech” kookaburry, cykanie świerszczy, szum tropikalnej ulewy na liściach – tutejszy las deszczowy to cała gotowa ścieżka dźwiękowa.
Udręka kapitana Cooka
kwiecień 2013
Pierwsze wyprawy po okolicy już za mną. Kilka wypadów na Wielką Rafę Koralową, do lasów tropikalnych Daintree, czy na Płaskowyż Atherton. Zajrzałem również z grupką turystów na Cape Tribulation - to tam, w czerwcu 1770 roku, kapitan James Cook poważnie uszkodził swój okręt badawczy brytyjskiej Królewskiej Marynarki Wojennej HMS Endeavour na pobliskiej rafie koralowej. Kapitanowi nie przypadła do gustu porośnięta gęstym lasem deszczowym okolica. Swoje przygnębienie zaistniałą sytuacją odzwierciedlił nazywając pobliskie formy terenu odpowiednimi nazwami: Cape Tribulation (Przylądek Udręki), Hope Island (Wyspa Nadziei), czy też Weary Bay (Zatoka Znużenia). W końcu jednak udało mu się zreperować okręt i wyruszyć w dalszą drogę ku nowym przygodom i wielkim odkryciom geograficznym.
Cairns jest nieoficjalną stolicą regionu zwanego Far North Queensland (Daleki Północny Queensland) i liczy ponad 150 tys. mieszkańców. Samo miasto rozpościera się na niewielkiej równinie nad Morzem Koralowym, otoczone polami trzciny cukrowej, opierając się o zbocza wzgórz i pobliskich Wielkich Gór Wododziałowych, biegnących niczym kręgosłup przez całe wschodnie wybrzeże kontynentu. Niedaleko leżą dwa najwyższe szczyty Queensland (Mr Bartle Frere 1622 m n.p.m. i Mt Bellenden Ker 1593 m n.p.m.), przy słonecznej pogodzie świetnie widoczne z miasta. Cairns leży praktycznie na styku dwóch jakże różnych od siebie ekosystemów – Wielkiej Rafy Koralowej oraz lasów deszczowych Daintree. Oba te cuda natury zostały zresztą wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Mieszkańcy tego regionu z pewnością wiedzą jak wykorzystać to do swoich celów, przy okazji sprawiając, że miejsce udręki kapitana Cooka i jego załogi, przynosi dziś radość milionom turystów przybywających tu corocznie z całego świata. Na spragnionych wrażeń przyjezdnych czekają dziesiątki atrakcji zarówno w morzu jak i na lądzie, o każdej porze roku!
Cairns jest nieoficjalną stolicą regionu zwanego Far North Queensland (Daleki Północny Queensland) i liczy ponad 150 tys. mieszkańców. Samo miasto rozpościera się na niewielkiej równinie nad Morzem Koralowym, otoczone polami trzciny cukrowej, opierając się o zbocza wzgórz i pobliskich Wielkich Gór Wododziałowych, biegnących niczym kręgosłup przez całe wschodnie wybrzeże kontynentu. Niedaleko leżą dwa najwyższe szczyty Queensland (Mr Bartle Frere 1622 m n.p.m. i Mt Bellenden Ker 1593 m n.p.m.), przy słonecznej pogodzie świetnie widoczne z miasta. Cairns leży praktycznie na styku dwóch jakże różnych od siebie ekosystemów – Wielkiej Rafy Koralowej oraz lasów deszczowych Daintree. Oba te cuda natury zostały zresztą wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Mieszkańcy tego regionu z pewnością wiedzą jak wykorzystać to do swoich celów, przy okazji sprawiając, że miejsce udręki kapitana Cooka i jego załogi, przynosi dziś radość milionom turystów przybywających tu corocznie z całego świata. Na spragnionych wrażeń przyjezdnych czekają dziesiątki atrakcji zarówno w morzu jak i na lądzie, o każdej porze roku!
Żar tropików
styczeń 2013
Po dziesięciu latach spędzonych w Melbourne, nie licząc półtora roku w Perth, przenosimy się do turystycznego "zagłębia" tropikalnej północy Queensland - miasta Cairns nad Morzem Koralowym. Nowe perspektywy, nowe pomysły, zupełnie inny styl życia! Wielka Rafa Koralowa i porośnięte lasami deszczowymi góry. Do tego panuje tu wieczne lato. Będzie się działo :)
Brisbane i okolice
grudzień 2012
Bardzo lubię to miasto i tą krótką notkę chciałbym mu w całości poświęcić. Brisbane jest stolicą stanu Queensland i trzecim co do wielkości miastem w Australii, liczącym obecnie ponad 2 mln mieszkańców. Ma przyjemny podzwrotnikowy klimat, a poza tym ma jakąś taką sympatyczną atmosferę - nie jest tak zadufane w sobie i głośne, jak Sydney, ani tak ponure i szare, jak potrafi być Melbourne. Samo miasto nie leży bezpośrednio nad oceanem, a nad rzeką. Do plaż Złotego lub Słonecznego Wybrzeża jest z centrum ok. godzina drogi. Niedaleko Brisbane znajdują się bardzo ładne parki narodowe, a dla miłośników tego typu rozrywek - parki tematyczne, jak Movie World, czy Wet 'n' Wild. Miasto jest też bramą do reszty tego fascynującego stanu - tu przecież zaczyna się szosa Bruce Hwy, biegnąca aż do położonego 1700 km dalej Cairns, na dalekiej północy Queensland.
Wiosna na wschodnim wybrzeżu
wrzesień - listopad 2012
Sporo wycieczek po Wiktorii - Great Southern Touring Route x 3, ale za każdym razem coś nowego i jakieś ciekawe przygody nas spotykają. Na szczęście są to przygody w większości przyjemne.
Do tego lecę na kilka dni do Darwin, gdzie zaczął się już tzw. "build-up" przed nadchodzącą porą deszczową - można siekierę zawiesić w ciężkim i lepkim, tropikalnym powietrzu. Wieczorem podziwiam za to fantastyczne burze z mnóstwem błyskawic, ale praktycznie bez deszczu. Przypominają mi się słowa refrenu znanej tutejszej piosenki zespołu Gangajang:
Do tego lecę na kilka dni do Darwin, gdzie zaczął się już tzw. "build-up" przed nadchodzącą porą deszczową - można siekierę zawiesić w ciężkim i lepkim, tropikalnym powietrzu. Wieczorem podziwiam za to fantastyczne burze z mnóstwem błyskawic, ale praktycznie bez deszczu. Przypominają mi się słowa refrenu znanej tutejszej piosenki zespołu Gangajang:
Out on the patio we’d sit,
And the humidity we’d breathe,
We’d watch the lightning crack over canefields
Laugh and think, this is Australia.
And the humidity we’d breathe,
We’d watch the lightning crack over canefields
Laugh and think, this is Australia.
Pod koniec listopada jeszcze raz odwiedzam wschodnie wybrzeże - tym razem więcej czasu poświęcamy Byron Bay, a także robimy wypad do Nimbin, australijskiej stolicy hipisów.
Południowo-wschodni Queensland
sierpień 2012
Ponieważ jest zima, która w Melbourne do przyjemnych nie należy, to wypad do Queensland nie brzmi źle! Temperatury dochodzą do 25 stopni, woda w oceanie jest przyjemnie... hmmm... ciepława, no i ogólnie jest bardzo sympatycznie :)
Mamy sporo czasu na zwiedzanie wszystkiego po drodze, parków narodowych, Sydney, wszystkiego wzdłuż Pacific Hwy, łącznie z małymi urokliwymi miasteczkami nad Oceanem Spokojnym.
Potem znowu światła Gold Coast, kicz Surfers Paradise i sympatyczne Brissie. Wymykamy się w busz, zaglądamy do Australia Zoo, leżącego u stóp Glass House Mountains. Stamtąd na plaże Słonecznego Wybrzeża jest tylko krok.
Będąc na Gold Coast zwykle wjeżdżam na górę - do Mount Tamborine - do polskiej knajpki, na wspaniałe jedzenie z pięknymi widokami :)
Mamy sporo czasu na zwiedzanie wszystkiego po drodze, parków narodowych, Sydney, wszystkiego wzdłuż Pacific Hwy, łącznie z małymi urokliwymi miasteczkami nad Oceanem Spokojnym.
Potem znowu światła Gold Coast, kicz Surfers Paradise i sympatyczne Brissie. Wymykamy się w busz, zaglądamy do Australia Zoo, leżącego u stóp Glass House Mountains. Stamtąd na plaże Słonecznego Wybrzeża jest tylko krok.
Będąc na Gold Coast zwykle wjeżdżam na górę - do Mount Tamborine - do polskiej knajpki, na wspaniałe jedzenie z pięknymi widokami :)
Kilka wycieczek tu i tam
maj - lipiec 2012
Jadę z kilkoma grupami do Terytorium Północnego - teraz jest dobry czas, bo nie jest już gorąco i muchy sobie odpuściły. Odwiedzam także Sydney i wzdłuż wybrzeża jadę do Melbourne.
Mount Bogong, Góra Kościuszki i Canberra
kwiecień 2012
Mt. Bogong (1986 m n.p.m.), to najwyższa góra w Wiktorii. Jej nazwa pochodzi od ćmy o tej samej nazwie, która niegdyś była przysmakiem miejscowych Aborygenów. Szlak tam i z powrotem to ok. 20 km i jakieś 1000 m różnicy wysokości. Po zejściu najprzyjemniejszą rzeczą było zanurzenie obolałych stóp w lodowatym górskim strumieniu. Urządzany jest tutaj co roku wielki bieg po szczytach gór, pomiędzy Mt Bogong i Mt Hotham - ok. 64 km długości... Najlepsi schodzą z czasem poniżej 7 godzin!
Cały ten rejon należy do moich ulubionych miejsc w górach Wiktorii. Znajdują się tu sympatyczne miasteczka Bright i Mount Beauty oraz masyw Mt Buffalo, pod szczytem której rozciąga się fantastyczny płaskowyż włącznie z jeziorem, a dopiero z tego płaskowyżu wyrasta właściwy, skalisty czubek góry. Widoki sięgają daleko aż do Nowej Południowej Walii - można też dostrzec Górę Kościuszki.
No właśnie - Góra Kościuszki. Mimo, że jest to najwyższy szczyt Australii (2228 m n.p.m.), podejście nań nie sprawia wiele trudności, gdyż jest dość płaska, a szlaki są wygodne i dobrze zagospodarowane. Wybieramy dłuższą drogę z Przełęczy Charlotte i po kilku godzinach stoimy na szczycie. Pierwsza góra do Korony Ziemi zdobyta :) Co ciekawe - stojąc na "dachu" Australii ma się wrażenie, że okoliczne góry są wyższe... jest zresztą ciekawa anegdota (a może prawdziwa historia?) na ten temat... ale to opowiadam zawsze osobiście ;)
Wpadamy także na dzień do Canberry, gdyż jak zacytuję za jednym z uczestników wycieczki: "zawsze zaglądam do stolicy odwiedzanego przeze mnie kraju". Ależ nie ma sprawy - proszę bardzo :)
No właśnie - Góra Kościuszki. Mimo, że jest to najwyższy szczyt Australii (2228 m n.p.m.), podejście nań nie sprawia wiele trudności, gdyż jest dość płaska, a szlaki są wygodne i dobrze zagospodarowane. Wybieramy dłuższą drogę z Przełęczy Charlotte i po kilku godzinach stoimy na szczycie. Pierwsza góra do Korony Ziemi zdobyta :) Co ciekawe - stojąc na "dachu" Australii ma się wrażenie, że okoliczne góry są wyższe... jest zresztą ciekawa anegdota (a może prawdziwa historia?) na ten temat... ale to opowiadam zawsze osobiście ;)
Wpadamy także na dzień do Canberry, gdyż jak zacytuję za jednym z uczestników wycieczki: "zawsze zaglądam do stolicy odwiedzanego przeze mnie kraju". Ależ nie ma sprawy - proszę bardzo :)
Równina Nullarbor
styczeń 2012
Trzeci raz pokonuję 3,5 tys. km z Perth do Melbourne. Zwykle zajmuje mi to 4-7 dni... no 4 dni to tak na szybko ;) Tym razem trasa "północna", wzdłuż "wielkiej rury z wodą" do Kalgoorlie. Tu oczywiście trzeba obowiązkowo zwiedzić przeogromną dziurę w ziemi i kopalnię złota Super Pit. Wrażenia są niesamowite! Wielkie ciężarówki o ładowności 225 ton wyglądają jak zabaweczki. Dziura ma już ok. 600 metrów głębokości i nadal jest powiększana.
W kolejnych dniach powoli przemierzamy półpustynne i pustynne krajobrazy z moją grupką wiernych towarzyszy podróży. Eksplorujemy klify Wielkiej Zatoki Australijskiej - tu dopiero widać potęgę oceanu, po kawałku "odgryzającego" australijski kontynent. A czy ktoś wie, że Nullarbor (czyli z łaciny "bez drzew") to dawne dno morza? Trochę żałuję, że jedziemy w środku lata, ponieważ zimą w oceanie baraszkują tu wale biskajskie południowe, wychowujące swoje potomstwo na spokojnych wodach zatoki.
Dalszą drogę do Melbourne urozmaicamy sobie jeszcze przepięknymi o każdej porze roku Grampianami, no i oczywiście serpentynami Great Ocean Road. Zawsze wracam do niej z wielką przyjemnością i za każdym razem odkrywam kolejny ciekawy zakątek.
W kolejnych dniach powoli przemierzamy półpustynne i pustynne krajobrazy z moją grupką wiernych towarzyszy podróży. Eksplorujemy klify Wielkiej Zatoki Australijskiej - tu dopiero widać potęgę oceanu, po kawałku "odgryzającego" australijski kontynent. A czy ktoś wie, że Nullarbor (czyli z łaciny "bez drzew") to dawne dno morza? Trochę żałuję, że jedziemy w środku lata, ponieważ zimą w oceanie baraszkują tu wale biskajskie południowe, wychowujące swoje potomstwo na spokojnych wodach zatoki.
Dalszą drogę do Melbourne urozmaicamy sobie jeszcze przepięknymi o każdej porze roku Grampianami, no i oczywiście serpentynami Great Ocean Road. Zawsze wracam do niej z wielką przyjemnością i za każdym razem odkrywam kolejny ciekawy zakątek.
Australia Zachodnia
styczeń 2012
Tygodniowy wypad do Perth i Zachodniej Australii. Spędzamy trochę czasu w stolicy stanu i odwiedzamy port we Fremantle. Po drodze do Exmouth zahaczamy o Nambung National Park, a potem już Kalbarri, Shark Bay i snorklowanie na Ningaloo Reef.